Archiwum maj 2008


maj 18 2008 Opowiadania
Komentarze: 3





Opowiadanie pierwsze



Droga wiła się znajomo. Jakiś inwalida na wózku pracowicie pokonuje podjazd. Jadące z naprzeciwka samochody uniemożliwiają wyminięcie go. Przyglądam mu się. Młody chłopak , aż żal, że na wózku. Ładne, choć pozlepiane potem włosy koloru pszenicy. Przepocona koszulka.
Wreszcie go wyprzedziłem. Chwila kontaktu wzrokowego. Zmęczona twarz chłopaka. Ładne oczy. Ciekawe, ile się zauważa podczas takiej chwili. Niedaleko przystanek autobusowy. Zatrzymuje samochód , wysiadam Czekam na niego. Robię kilka zdjęć. Na pace mam kontener z wodą. Wyjmuje butelkę. Chłopak dojeżdża do mnie. Wyciągam rękę z butelka w jego stronę. Bez słowa bierze i zaczyna pić. Chyba było mu to bardzo potrzebne.
- Dziękuję. Skąd pan wiedział, że tak strasznie chciało mi się pić?
- Nie trudno poznać. Jesteś spocony , a zatem odwodniony. Dokąd tak pracowicie zmierzasz?
- Jadę do przyjaciela ze szpitala. Kiedyś mnie zaprosił na wakacje i teraz postanowiłem skorzystać.
- Tak na wózku?
- Nie stać mnie na bilet a poza tym postanowiłem sobie coś udowodnić.
- Dużo tej jazdy ci zostało?
- Nie , jeszcze około 20 kilometrów. Dam radę.
- A dużo już przejechałeś?
- Jakieś 120.
- A gdzie ten kolega mieszka?
- Po drugiej stronie Hajnówki jakieś 2 kilometry za nią.
- To ja mam propozycję, jadę w tamtą stronę i chętnie cię podwiozę.
- Ale ja obiecałem sobie , że dojadę o własnych siłach.
- Pokaż ręce.
To co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania. To był jeden bąbel.
-Kochany, z takimi dłońmi daleko nie zajedziesz.
Wyjąłem apteczkę, przemyłem mu ręce i zabandażowałem. Mateusz – przedstawiłem się. Łukasz - odpowiedział
Siedział koło mnie . Ładny chłopak –pomyślałem. Przyglądałem mu się z boku. Taki młody, tyle by mógł osiągnąć ale ten wózek.
Wyjechaliśmy z miasta.
- O to chyba ta droga. Skręciłem .
- Jaki to numer? – zapytałem.
- 32- padła odpowiedź
Słuchaj masz chyba zły adres. Trzydzieści dwa to był numer na skromnej chacie z podwórkiem zagraconym jakimiś rzeczami. W żaden sposób nie wyglądało to na gospodarstwo agroturystyczne.
Wszedłem na teren posesji. Stefan – krzyknąłem. Z otwartych drzwi komórki wyszedł o kulach młody chłopak.
- Tak?
-Ty jesteś Stefan ? Twój kolega czeka na ciebie w samochodzie.
Pokuśtykał do bramy, zdziwiony i zaskoczony nagłymi odwiedzinami.
Podszedł do drzwi samochodu, Łukasz? Uścisnęli sobie ręce.
-Jednak przyjechałeś?
- Przecież zaprosiłeś mnie wtedy w szpitalu. Stefan był mocno zaskoczony, nie wiedział , co powiedzieć. Trochę przesadziłem , zaczął się tłumaczyć.
- Panowie – wkroczyłem – widzimy realia . Naprawdę mniej będzie bolało jak teraz się rozstaniecie. To bez sensu , tu nie ma warunków do życia. Ale obiecuję , że przyjedziemy tu jeszcze. Oki Łukasz?
Łukasz był załamany tym spotkaniem. Łudził się ,że będzie miał wspaniałe wakacje, a tu takie rozczarowanie. Jechał wpatrzony w jeden punkt, i łzy spływały mu po policzkach. Nawet nie starał się tego kryć.
- Spokojnie, jakoś to będzie.
- Łatwo ci mówić. Czekałem na to cztery lata a tu taki….. Brakowało mu słów.

Las zawsze działa kojąco. Dojechaliśmy do bramy. Wyszedłem żeby ja otworzyć. Zdjąłem wózek Łukasza z samochodu, przesadziłem go nań .
- Tu będzie twój pokój , pokazałem drzwi na wprost wejścia. Po prawej masz łazienkę a te drzwi po lewej to wejście do salonu i kuchni – stanowią całość. A te schody na górę to wejście do studia. Tam pracuję jak jestem tutaj.
- Fajna chata skomentował.
Rozpakowałem samochód, potem zająłem się kuchnia. Trzeba było, w końcu, coś zjeść. Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że nie widzę Łukasza.
Wszedłem do jego pokoju. Leżał na łóżku. Spał. Popatrzyłem na niego. Był taki bezbronny. Jasne włosy, otaczały jego buzię. Oddychał regularnie. Cicho wyszedłem. Obiad się dogotowywał. Nałożyłem na talerze, otworzyłem butelkę czerwonego wina . Nalałem do kieliszków. Stół wyglądał odświętnie. Uroku dodawały mu świece, stojące po środku.
Musnąłem jego policzek. Skrzywił się.
- Śpiochu wstawaj.
- Otworzył oczy, popatrzył nieprzytomnie, jej, znowu zasnąłem – powiedział.
Chodź, zjemy obiad a potem pogadamy, co dalej.
Piliśmy wino. Coraz to nasze spojrzenia się spotykały.
- Ale zostaję tylko do jutra – zaznaczył.
Zadzwonił telefon.
- Mateo?
-Tak Grzesiu. / Grzegorz był moim agentem/
- Mam dla ciebie robotę. Fundacja Niepełnosprawnych chce parę zdjęć do kalendarza. No wiesz, takich w plenerze. Trzeba pokazać , że oni też maja swoje przyjemności. Zrobisz to?
- Oki. Masz te zdjęcia w ciągu tygodnia.
- To znaczy będziesz w Warszawie?
- Nie mam chyba wszystko na miejscu.
- Jesteś strasznie tajemniczy. Czekam na fotki.
- Łukasz? – popatrzył na mnie znad talerza.
- Mam dla ciebie robotę. Potrzebuję modela. A ty jesteś w sam raz. Organizacja Niepełnosprawnych potrzebuje zdjęć do kalendarza . To co? Będziesz pozował?
- Nie ma sprawy.
- Acha, dostajesz 10 złotych za godzinę pracy.
- Oki,
Po obiedzie przenieśliśmy się na trawnik przed domem. Ciągle miałem wrażenie, że on mnie obserwuje. Ja też patrzyłem na niego i ciągle odnajdywałem nowe estetyczne rzeczy. Jego głowa, fryzura, a właściwie jej brak, bo włosy miał w ciągłym nieładzie.
Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Patrzyłem na niego okiem fotografa. Był niewątpliwie interesującym typem. Nawet wózek nie ujmował mu urody.
Robiłem zdjęcia jedno po drugim. Łukasz z wielką cierpliwością robił to, co mu kazałem.
- To by było tyle na dzisiaj. Kasę chcesz zaraz , czy jak się zbierze więcej?
- Może być po wszystkim – zgodził się.
- Jutro chciałbym pojechać nad jezioro i tam dokończyć zdjęcia.
Dzień obfitował w emocje, wiec wcześnie poszliśmy spać. Nie mogłem zasnąć. Wstałem, poszedłem zobaczyć jak sobie radzi Łukasz. Wtedy przypomniałem sobie, że może mieć problem z łazienką. Wziąłem wiaderko i postawiłem mu koło łóżka. Przecknął się.
- Tu masz wiaderko, jakby ci się chciało sikać.
Uśmiechnął się i zamknął oczy.
I znowu ten sam numer. Nie zaciągnąłem zasłonki i świt obudził mnie promieniami słońca. Wstałem i poszedłem przed dom. Uwielbiam patrzeć jak wstaje słońce. Usiadłem w foteliku i patrzyłem . Kula słońca pomarańczowiła się nad lasem. Usłyszałem ruch za sobą. Łukasz stanął obok mnie. Wziąłem aparat i zrobiłem zdjęcie jego na tle lasu i wschodzącego słońca. Był tylko cieniem, kształtem na tle .
I znów siedzieliśmy w kuchni, piliśmy kawę z mlekiem.
- Czy ty naprawdę musisz jechać? – zapytałem.
- Nie chcę ci przeszkadzać. Co taki kaleka jak ja ma tu do roboty poza przeszkadzaniem.
- Nie mów tak. Po pierwsze nie przeszkadzasz, po drugie nie chcę być tu sam, po trzecie jesteś świetnym modelem.
- E tam , mówisz tak , żebym nie miał poczucia winy.
- Czemu nie chcesz być sam?
- Widzisz, to miejsce przypomina mi szczęśliwe czasy, które nie wrócą.
- Czemu niby nie miały by wrócić?
- Nie ma tych ludzi którzy byli dla mnie wszystkim. Całym moim światem.

patocco : :
maj 18 2008 Pojawił się
Komentarze: 0

Paweł się odnalazł. Okazało się całkiem prozaicznie. Zwalił mu się komp , poszła płyta główna i stracił kontakt ze światem. Już jest ok

patocco : :
maj 16 2008 Paweł
Komentarze: 0

Pojawił się nagle, sporo czasu temu. Łaziłem po czatach, bez sensu, tylko by zabić czas. Właściwie to ja go zaczepiłem. Był sporo ode mnie młodszy. A właściwie na cholewrę używam formy czasy przeszłego. Jest ode mnie sporo młodszy. Jakieś 35 lat. Dziwi to was? A mnie nie. Bo to było coś w rodzaju internetowego ojcowania.

Jest kryptogejem. Choć ujawnił się przed rodziną i skazał na banicję. U mnie szuka zrozumienia dla jego problemów.  Chce ciepła, stałego związku, bezpieczeństwa. Boże, kto tego nie chce. Ale od jakiegoś czasu zamilkł. Tak jak gadaliśmy na tlenie niemal codziennie, teraz od dwóch tygodni milczy. Nie wiem co o tym sądzić. Jego komp jest stale wyłączony. Gdyby zlikwidował profil, chyba bym to widział. Niepokoję się. Ciekawe jak to się skończy.